Oczywiście to podstawa bo nikt nie oczekuje chwilowej zmiany, ona ma być skuteczna. Pozwólcie, że posłużę się własnym, autentycznym przykładem, przykładem osoby która pali fajkę.
Do 20 może 21 roku życia byłem zaciekłym wrogiem palenia. Jednakże później skutecznie wpadłem w ten nałóg. Paliłem dużo, bardzo dużo. Zapalony papieros łagodził stres, poprawiał nastrój, ułatwiał kontakty z ludźmi czy też powodował, że autobus szybciej przyjeżdżał na przystanek. Co więcej, rzucenie nałogu nie było problemem, przecież rzucałem palenie kilkadziesiąt może nawet kilkaset razy. Na dzień, tydzień, raz chyba nawet na miesiąc. Z tego powodu po kilkudziesięciu (!) latach palenia poddałem się terapii (zgadnijcie jakiej).
Po skończonej sesji wyszedłem na ulicę oraz odruchowo sięgnąłem po paczkę papierosów by zapalić. Następnie spojrzałem na nie i stwierdziłem że … zapalę, ale nie teraz tylko za chwilę. W konsekwencji po kilku tygodniach pojawiły się zawroty głowy i rozdrażnienie. Ponadto było ono tak silne, że zacząłem się bać prowadzić samochód. Są to typowe objawy gwałtownego odstawienia. Po konsultacji z terapeutą i za jego zgodą zapaliłem papierosa, zaciągnąłem się kilka razy i … miałem spokój przez ponad 8 lat. 8 lat w czasie których na nowo odkryłem utracony świat zapachów i smaków, wolnych rąk i pełniejszego portfela. Co więcej, przestałem być uciążliwym, kopcącym problemem dla ludzi. Jednakże, najpiękniejsze jest to, że dym mi nie przeszkadzał. Mogłem bez problemu przebywać wśród palaczy, cieszyć się ich towarzystwem i nie palić. Mimo to, kilka razy pojawiła się myśl aby zapalić. Natomiast zawsze towarzyszyło jej pytanie: „Ale po co? Przecież nawet nie czuję takiej potrzeby”.
Ostatecznie od około roku znowu palę, mniej, rzadziej ale palę – dlaczego? Kiedyś, po 8 latach niepalenia pojawiła się pewna myśl. Pomyślałem jakby to było gdybym wieczorem, po dobrze spędzonym dniu „w nagrodę” usiadł sobie w fotelu przy kieliszku koniaku z fajeczką w zębach. Lecz tylko raz, tylko w nagrodę. Pojawiło się słowo klucz: „nagroda”. Dla samego siebie, słowo które okazjonalnie przez pół roku pojawiało się w moim umyśle. Była niczym kropla wody drążąca skałę. Takie skojarzenia są o tyle niebezpieczne, że chcemy i lubimy być nagradzani. Tak naprawdę wystarczyłaby jedna, krótka sesja przypominająca. Sesja której na pewno się poddam, ale to musi być moja decyzja.
Nie zawsze potrzebna jest sesja przypominająca. Tak naprawdę ma ona znaczenie głównie przy nałogach, bo nasz umysł często nałogi traktuje jako źródło przyjemności, jako nagrodę. Natomiast w takich sytuacjach nie zawsze jest to konieczne, to bardzo indywidualna sprawa. Przy wszystkich innych sprawach np. stresie, traumie czy nawet depresji poprawnie poprowadzona sesja rozwiązuje problem i uczy radzenia sobie z kolejnymi. Dlatego oczywiście kolejna sesja, czy to przypominająca, czy to związana z inną sprawą nikomu nie zaszkodzi. Przecież życie bardzo dynamiczne się zmienia. Tyle tylko, że osoby które kiedykolwiek korzystały z tej formy terapii zawsze będą w uprzywilejowanej sytuacji. Wiedzą już jak wygląda i działa sesja terapeutyczna.